kubuspuchatek kubuspuchatek
105
BLOG

Kłapouchy w CBA

kubuspuchatek kubuspuchatek Kultura Obserwuj notkę 3

– Puchatku, zrobiłem coś strasznego ! – usłyszałem rozedrgany głos Prosiaczka w słuchawce. – Pobiłem agenta CBA ! – ciągnął zrozpaczony. – Ty ?!! – moje zdumienie mieszało się z rozbawieniem.

Tymczasem Prosiaczek był naprawdę wyraźnie załamany. Co gorsza od czasu krachu na giełdzie, gdy przegrał nieco oszczędności, nie miewał lepszych dni. Łatwo wpadał w desperacką rozpacz, wszystko wytrącało go z i tak wątpliwej równowagi. Ciężko było z nim w ogóle gadać.

– Powoli, Prosiaczku. Co się stało? – spytałem z intonacją terapeuty.
– Dobra, powoli. – łkał w słuchawkę – Przyszedł do mnie chwilę temu Kłapouchy. Wiesz, jak to on. Od czasu do czasu wpada, niby pożyczyć cukier, albo chrupnąć marynowaną kalarepę, porozgląda się po mieszkaniu, pomendzi, pozjada kwiatki z doniczek i za pół godziny mówi, że musi lecieć, bo zaraz będzie padać i znika – rzekł Prosiaczek pochlipując.

– No, normalka. Do mnie też wpada. – odparłem bez zaskoczenia – Czasem spyta czy nie widziałem jego ogona. Trochę mnie wkurza, bo zagląda przy tym a to do szuflad, a to pod wersalkę. Ale wiesz, z tym jego ogonem to dziwna historia i pewnie ciągle wierzy, że go znajdzie – odpowiedziałem spokojnie widząc, a raczej słysząc, że łapię kontakt z pacjentem.
– O, właśnie ! Teraz też przyszedł i gadał o tym ogonie ! Tylko jakby inaczej ! – wybudził się z transu Prosiaczek.

– Znaczy, jak: „inaczej” ? – spytałem zmieniając strategię na lekko belferską.
– Kiedy otworzyłem mu drzwi, postał w nich przez chwilę i zanim wszedł, rozejrzał się gwałtownie w lewo i w prawo. Potem wszedł takim mocnym krokiem i powiedział: „To Ty masz mój ogon, cwaniaczku ! Teraz mi się nie wymigasz !”. I machnął mi przed nosem czarną okładką. „Co to jest, Kłapouszku ?”, spytałem zaskoczony. A on na to warknął: „Legitymacja ! Jestem teraz w Ce-Be-A ! I jak mi, cwaniaczku, podskoczysz, to Cię załatwię !” – opowiadał Prosiaczek zdruzgotany.

– W Ce, Be, A ?! – spytałem zdumiony.
– W Ce-Be-A. Centralne Biu… –  urwał bo przerwałem.
– Wiem, wiem. I co było dalej ? – spytałem.
– No, odepchnął mnie i zaczął przeszukiwać mieszkanie. „Nie próbuj mnie powstrzymywać, mały warchlaku !”, powiedział. „Bo może stać Ci się krzywda”. I grzebał w moich rzeczach, w szafach, w biurku, w spiżarni. Potem zaczął o zaglądać do książek. Każdą przejrzał. Aż w końcu wiesz co zrobił ? – zagadkowo podniósł głos mój mały, parzystokopytny kompan.

– Nie wiem – odrzekłem z zadumą w głosie.
– Zaczął odkręcać słoiki z wekami. Jeden po drugim. Konfitury z ziemniaków, przeciery z rzodkwi i agrestu, liście szczawiu w zalewie z kompostu. Cały zapas na zimę mi pootwierał ! Dobrał się nawet do marynowanych opieńków. „Haa ! Grzybki ! Grzybki sobie chomikujemy ! Halucynogenne na pewno ! Narkotyzujemy się !”, wrzasnął. A pamiętasz, że Pan Sowa kazał mi jeść opieńki żebym nie miał zgagi. I wtedy nie wytrzymałem.  Wiesz, taka złość we mnie wezbrała, myślałem, że oszaleję ! Złapałem go za uszy, walnąłem łbem o kredens, aż cukiernica spadła, wytarmosiłem z mieszkania i zrzuciłem ze schodów ! – rozpacz Prosiaczka eksplodowała i przeistoczyła się w lament.

– Rany ! Ale Ty masz parę, jak się wściekniesz ! I co było potem ? Nie zabiłeś go czasem ?! – zawołałem całkowicie zapominając o roli terapeuty.
– Potem to już tylko słyszałem jak pojękuje spadając ze schodów. Coś jakby:
   Au !
          Au ! 
                 Au !
                        Au !
                               Au !, a potem
                               Ajaj, ooooooo,
                        Au !
                 Au !
          Au !
   Au ! i tak dalej. – uszczegółowił Prosiaczek

– Ale dałeś, chłopie ! Będzie draka ! – odrzekłem z empatią, zupełnie zbędną, bo wywołała jedynie nasilenie zgrozy Prosiaczka.
– No właśnie ! – zakrzyknął zupełnie załamany – I co teraz ?! Będą mnie ścigać ! Cała armia, osłów z legitymacjami ! Co ja mam robić, do licha ?!!!
– Wiesz co? Ukryjemy Cię u Mamy Kangurzycy ! Będziesz udawał, że jesteś kuzynem z zagranicy ! – zrymowałem żeby rozładować nieco napięcie, jednocześnie czując dumę z błyskawicznej kreatywności. – Nie połapią się. Za pięć minut u Ciebie jestem. Spakuj najpotrzebniejsze rzeczy i czekaj na mnie – i rozłączyłem się.

Kiedy chyłkiem przedzieraliśmy się przez las, przemykając z domu Prosiaczka wprost do domu Kangurzycy wpadliśmy, jak zwykle przypadkowo na Tygryska.

– Ho, ho ! Co my tu mamy ?! Niedźwiedź i trzoda w krzakach ! W co się bawicie ? –  zagadnął wesoło Tygrysek, podskakując na ogonie.

Widząc, że nie wyjdziemy z tego bez opowiedzenia mu ze szczegółami historii Prosiaczka, usiedliśmy na trawie i streściliśmy wspólnie całe zajście oraz plan ukrycia sprawcy w bezpiecznych progach Mamy Kangurzycy. Tygrysek w tym czasie siedemdziesiąt dwa razy okrążył nas, brykając na ogonie. Wreszcie zatrzymał się przed nami, klasnął w dłonie i rzekł: 

– I bardzo dobrze zrobiłeś ! A skąd wiesz, że on w ogóle był z tego abece, czy jak mu tam ?!
– Ce-Be-A – jęknął Prosiaczek.
– No właśnie. Wczoraj w tefałenie pokazywali koleżków, który porobili sobie na ksero takie legitki cebea i świrowali na mieście, że są najlepsi i w ogóle. I mówił taki Sofokles czy Binokles, żeby nie dać się zbajerować na te legitki, bo to mogą być lewizny. I że jak do Ciebie przyjdą tacy zawodnicy z takimi legitkami, a Tobie coś nie pasi, to możesz ich normalnie za łeb i wynocha, czy jakoś tak gadał. No w każdym razie, chodziło o to, żeby uważać na tych koleżków, bo mogą się podszywać. A osioł co w ogóle chciał ? – spytał nagle Tygrysek.

– Powiedział, że szuka ogona – odparł Prosiaczek z nadzieją w głosie.

– Nie no, jemu to już kompletnie przez ten ogon odwala. Czy w teraz każdy koleś bez ogona będzie się do tego cebea zapisywać ?! No, porażka, normalnie, jak na euro. – wykrzywił się zdegustowany Tygrysek, a zaraz potem dodał – Chłopaki, generalnie to nie ma się co stresować, bo tak: jeśli jemu odwaliło i skserował sobie lewiznę, to znaczy, że mu odwaliło. A jeśli na serio się zapisał do tych żwirków i muchomorków, to w sumie też mu odwaliło, ale jakby ktoś pytał, to się powie, że przyszedł, że chciał się pochwalić przed kolegami, że świrował jak Mroczek na parkiecie, Maseraki odstawiał i nabił sobie guza. Generalnie nie ma się co w ogóle głupotami zajmować, a do Kangurowej można i tak skoczyć, bo klawe omlety z poziomkami usmażyła. Właśnie od niej wracam, bo zjadłem chyba z siedemnaście, ale już bym chętni strzelił jeszcze ze cztery. Mały i tak więcej niż dwa to nie sieknie, więc nie pozostaje nam nic innego, jak wbijać się do nich na chatę.

I tak jak doradził Tygrysek, ruszyliśmy do domu Kangurzycy i Maleństwa. Jakież było nasze zdumienie, kiedy zobaczyliśmy na fotelu Kłapouchego opatrywanego przez Kangurzycę. Właśnie kończyła wiązać mu bandaż wokół kolana.

– Witajcie ! – zawołała.

– Co Ty tu robisz ?!! – zawołał Tygrysek do Kłapouchego, całkowicie ignorując gospodynię – Co się wygupiasz, gamoniu ! Osła udajesz, znaczy…, yyy…, tego…, nie udajesz, tylko tu świrujesz u Prosiaka na kwadracie, kwiatki z doniczek zżerasz, piruety odstawiasz, ludzi straszysz i generalnie co Ci odbiło ?!!

– Ja ? – zdziwił się Kłapouchy – Ja biegałem po lesie, jogging … eee, znaczy biegałem sobie. I się przewróciłem. I się potłukłem, trochę. Ale nic mi nie będzie. Fajnie, że wpadliście

– Taa, dobra. Niezła ściema..., pijarowska wstawka, a tego…  – zawiesił się na chwilę zaskoczony Tygrysek – A gdzie Ty w ogóle, generalnie, tego, teraz pracujesz, hę ?!
– Ja ? W kwiaciarni. – i spojrzał wymownie na puste doniczki na parapecie i bukiety w wazonach.

Mama Kangurzyca podała właśnie omlety. Najlepsze na świecie omlety z poziomkami !

 

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura